Jakie życie taki rap, czyli jak ból tworzy najlepszą sztukę – kilka słów o karierze Szpaka | felieton
Kilka słów na temat muzycznej kariery Szpaka
Na Szpaka po raz pierwszy natrafiłem przy okazji premiery kawałka „Kontrola jakości”. Nie będę ukrywał, że pierwsze wrażenie nie było najlepsze, kiedy usłyszałem poniższe wersy:
Mam więcej jointów w kielni niż Young Multi dredów na łbie
Auto samo zmienia biegi, jak w gaciach wiozę paczkę, suko
Jakiś łysol w dresie zaczepia Mulitego, którego darzę sporą sympatią. Trochę beka, trochę żenada. Jakby to rzekł Dariusz Szpakowski – masakracja.
Kilka miesięcy później swoją premierę miał pierwszy legalny krążek Mateusza „BORuto”. Nie darzę tej płyty taką sympatią jak wiele osób, ale bardzo ją doceniam. Okazało się, że ten łysol z bloków ma nie tylko świetną czutkę do muzyki, ale przede wszystkim ma uczucia. Materiał przepełniony jest bólem zwykłego chłopaka, który wielokrotnie zagubił się w używkach, ale chciał wyjść na prostą. Niestety w tym wszystkim nie pomagało mu środowisko z którego pochodził, a gwóźdź do trumny wbiło samobójstwo taty.
Taki krótki opis mógłbym dać także do „Atypowego” czy „DDZPPM”. Dlaczego nie do „Dzieci Duchy” czy „Różowej Pantery”? Dlatego, że na tych albumach można było odczuć, że u Szpaka jest… lepiej. Głupio to pisać, ale po przesłuchaniu najnowszego krążka Matiego pierwsza myśl jak mnie naszła to było „super ten album, dobrze, że ostatnio się u niego wszystko zjebało”. Egoistyczne? Jak najbardziej.
Paradoks Szpaka polega na tym, że im u niego gorzej, tym dla Nas lepiej. „Atypowy” to moim zdaniem jedna z najlepszych płyt, jaka wyszła w historii polskiego hip-hopu. Nie ma tam dla mnie słabego kawałka, wszystko jest idealne. Z każdego wersu kipi ból i jest to super.
„Dzieci Duchy” i „Różowa Pantera” tego nie miały. Wydaję mi się, że na tych krążkach Szpaku chciał pokombinować trochę z muzyką i pokazać innym, że mimo wielu trudom, po prostu się da. Stał się tutaj „mesjaszem”. Bardzo mi to przypomina casus Bedoesa, którego ostatnie krążki mają podobny wydźwięk. Takie odczucia ma też wiele innych osób, ponieważ na przestrzeni ostatnich dwóch lat ci dwaj Panowie byli najbardziej wyśmiewanymi raperami z mainstreamu. Wystarczyło, że przestali cierpieć i chcieli zacząć pomagać.
Po czwartkowej premierze Młody Simba jest propsowany przez całe środowisko. Przeczytałem setki komentarzy na jego temat i nie ma choćby jednej negatywnej opinii, która jest konstruktywna. Wystarczyło, że zaczął ponownie czuć ból. Czy wszystkie osoby, które go wyzywały, a teraz biją mu brawo, można nazwać chorągiewkami? Niekoniecznie.
Zapewne większość z Nas nie zna Mateusza prywatnie, więc dla Nas liczy się tylko jego muzyka. Choć na trackach słyszymy jak bardzo cierpi, to tak naprawdę w żaden sposób nie poczuwamy się do tego. Oczywiście, niektóre osoby się poczuwają i cierpią razem z nim, dla paru jest to nawet pewnego rodzaju terapia. Sam kiedyś mieszkałem na dość „ciekawych” blokach i widziałem wiele złego, w domu też nie zawsze było najweselej, dlatego jestem w stanie zrozumieć tę katorgę. Nie powiem, że Mateusz uratował mi życie, ale w pewnych momentach jestem w stanie utożsamić się z jego wersami. To jest mój punkt widzenia, dla innych to tylko muzyka, która jest dobra albo zła. Jeśli dobra, to leci na głośnikach, ale jeśli zła to artysta jest jebany. Muzyka to przede wszystkim rozrywkowa, więc skoro komuś się nie podoba czyjś album, to czemu ma o nim mówić dobrze?
Podobnie jest z KęKę. Ja co prawda jestem za młody, że pamiętać pijącego Piotrka, ale starsi słuchacze wielokrotnie piszą w komentarzach:
KęKę jak pił to był lepszy
Teraz ma żonę i synów, częściej jest lepiej niż gorzej, więc muzyka też jest weselsza. Niestety, jak komuś się układa, to już niezbyt przyjemnie się tego słucha.
Bardzo żałuję, że kiedy w po swoim koncercie na Mazury Hip-Hop Festiwalu Szpaku zaprosił ludzi na plaży, żeby zapalić z nim teges szmeges, to nie poszedłem. Wolałem wtedy oglądać pijanych ludzi na bitwie freestyle. „Znając” go z muzyki, mogę się domyślać, że jest bardzo ciekawą personą do rozmowy. Niekoniecznie do wywiadu, o czym sam nawija, ale do zwykłej, chłopskiej pogadanki.
Szczerze powiedziawszy to nie wiem, czego życzyć Mateuszowi. Mój egoizm ma nadzieję, że będzie z nim jeszcze gorzej, ale zwykłe, ludzkie serce ma nadzieję, że teraz już wszystko się ułoży. Niestety, jakie życie taki rap. Czy świetna sztuka musi aż tak boleć?
Wszystkiego najlepszego Mateusz, obyś w tym roku po koncercie na MHHFie ponownie zaprosił ludzi na plażę.