Liroy: „Załatwiłem pieniądze na bilet i wsiadłem w autobus, nie wiedząc, gdzie jadę”
Liroy w rozmowie z Newonce opowiedział o początkach swojej muzycznej przygody.
Liroya śmiało można nazwać pionierem hip-hopu w naszym kraju. Kielecki muzyk od lat gości na playlistach wielu fanów tej muzyki, a legendarny Scyzoryk każdy słyszał chociaż raz. W rozmowie z Newonce Liroy opowiedział o początkach tej długiej przygody. Raper wspomina m.in. swój wyjazd do Lyonu, gdzie jak się okazało udało zebrać się cały zespół.
Były poseł wspomina jak doszło w ogóle do sytuacji, w której zdecydował się opuścić kraj i wyjechać do Francji. Liroy wspomina, że była to dość spontaniczna decyzja.
Nie chciałem podchodzić do matury, nie było żadnych perspektyw, więc uznałem, że muszę wyjechać. W Kielcach otworzono wtedy międzynarodowe biuro podróży Panaceum. Miałem już dość – wszedłem do środka i zapytałem, dokąd najdalej jeżdżą. Pani powiedziała, że do Lyonu. Załatwiłem pieniądze na bilet i wsiadłem w autobus, nie wiedząc, gdzie jadę. Pomimo młodego wieku miałem duży staż wyjazdów zagranicznych i doświadczenie w nielegalnym handlu, ale najdalej dotarłem do Berlina Zachodniego.
Jak się później okazało ten wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę, bo polski muzyk szybko znalazł ludzi z podobną zajawką.
Wysiadłem na dworcu w Lyonie i od razu podbił do mnie chłopak z pytaniem, czy chcę maryśkę, więc uznałem, że to świetne miejsce. Nie wiedziałem, na jakim etapie jest tamtejsza scena rapowa, a znalazłem się w jej epicentrum. Stary, wchodziłem do kiosku, a tam piętnaście magazynów o hip-hopie. Po długich perypetiach wylądowałem w hostelu pod miastem. Trafiłem do pokoju z dużym, czarnoskórym koleżką z Los Angeles, który – jak się okazało – również rymował. W ciągu kilku godzin przybył do nas jeszcze DJ z Anglii. Do tego był Gilles – najlepszy diler na południu, jak sam się przedstawiał. I w ten sposób zebrał się cały zespół.
Artysta wspomina także swoją pierwszą trasę koncertową, którą odbył właśnie z poznanym we Francji składem. Wszystko zaczęło się… od pracy na budowie. Wtedy jeden z pracowników usłyszał ich kawałki i pokierował ich na imprezy w Hôtel de Ville.
W wyniku dziwnego zbiegu okoliczności trafiliśmy na budowę. Pracowałem tam jako Peter Marzec z Birmingham na lewych papierach. (…) Na budowie wyczaił nas jeden ziomek, który stwierdził, że słuchamy zajebistych rzeczy. Jak dowiedział się, że to nasze kawałki, powiedział nam o imprezach w Hôtel de Ville. To była mekka. Wpadaliśmy, graliśmy tam, potem zaczęliśmy występować w kafeteriach, zrobiliśmy trasę europejską po pubach – za żarcie i picie. Cuda! Zagraliśmy też jako przedskoczkowie na festiwalu, gdzie gwiazdami byli MC Solaar czy niemiecki skład LSD. Po tym zainteresowała się nami wytwórnia z Paryża.
Cała przygoda z francuską sceną nie skończyła się jednak dobrze, bo Liroy został okradziony z dokumentów, przez co musiał wracać do kraju. W konsekwencji tych wydarzeń ten polsko-francuski zespół zakończył działalność.
Mieliśmy nagrywać singiel, ale okradziono mnie z dokumentów i musiałem wrócić do Polski. Wtedy wszystko się rozjechało.