5 osób na Quebonafide – KrzyKrzysztof o koncercie w Zakopanem
Archiwalny wywiad Hype’a z KrzyKrzysztofem!
W tej części między innymi dowiemy się jak poznał się Taco Hemingway oraz Quebonafide oraz ile najmniej osób przyszło na koncert Quebo. Może chcielibyście usłyszeć najdziwniejszą historię dotyczącą koncertów gdzie Krzychu był hypemanem? Sprawdźcie poniższy wywiad!
Najgorszy kawałek Queby według Ciebie to?
Myślałem, że ma same najgorsze hehe.
A tak poważnie, to długo się nad tym zastanawiałem i nie mam pojęcia jaki tytuł podać. Nic nie przychodzi mi do głowy. Ciężko też to określić na przestrzeni czasu, gdyż te stare kawałki już najzwyczajniej w świecie mi się znudziły, ale nadal uważam, że są dobre. Nie chcę też oceniać tego przez pryzmat czasu. Na to pytanie nie uda mi się niestety odpowiedzieć.
Jakie masz zainteresowania oprócz Muzyki? Jakie masz jeszcze zajawki?
Przede wszystkim piłka nożna. Od dziecka trenowałem w naszym lokalnym klubie MKS Ciechanów. Mam na koncie kilka występów na jednym z najwyższych szczebli rozgrywkowych w naszym kraju jakim jest 4 liga. Kiedyś bardzo chciałem zostać piłkarzem, dużo osób mówiło mi, że mam jakiś tam potencjał. Moje życie potoczyło się jednak trochę inaczej i w momencie gdy zaczęły nam się koncerty oraz zaczęło to kolidować z weekendowymi meczami, musiałem wybrać jedną z dróg. Co wybrałem możecie się domyślić. Nie wiem czy gdybym dalej trenował to coś by z tego wyszło, ale tak czy inaczej jestem szczęśliwym człowiekiem i cieszę się z tego co robię.
Poza piłką nożną interesuję się też innymi dyscyplinami. Lubię też sporty walki. Od jakiegoś czasu trenuje boks, chociaż ostatnio nie miałem czasu, żeby chodzić na treningi. Często oglądam gale bokserskie i mma. Kolejną zajawką jest siłownia. Ćwiczę już od dłuższego czasu i uwielbiam to uczucie, gdy po treningu wracasz do domu i czujesz to pozytywne zmęczenie.
Poza sportami interesuję się też między innymi filmami. Ostatnio nawet za namową mojej dziewczyny wyrobiłem sobie w kinie kartę bez limitów i teraz zamiast oglądać w domu jakieś starocie, chodzimy sobie bardzo często na najnowsze premiery. Fajna sprawa. Za chyba około 50 zł/miesiąc możesz chodzić do kina, ile tylko chcesz. Bardzo polecam!
Jeśli KrzyKrzysztof nagra płytę, kto wtedy zostanie najbardziej znanym hypemanem najbardziej znanego hypemana w Polsce?
Oj to jest pytanie, na które sam nie znam jeszcze odpowiedzi. Mam kilku mocnych kandydatów na to miejsce. Jeśli do tego dojdzie to zrobimy jakiś casting. Zaproszę do jury: Stasiaka i Kochana. Myślę, że wspólnymi siłami wybierzemy tego szczęśliwca hehe. Mocnym kandydatem zdaje się być Maciejka, który na Instagramie bryluje pod pseudonimem „alfonsgreen”. Jeździ z nami na koncerty, ma gadane i kilka razy stał już na scenie, więc miał już styczność z większą publiką. Co prawda lał na ludzi szampana, ale to też jakieś doświadczenie.
W Rzeszowie na waszym koncercie Que skoczył z około 4m i nie został złapany. Czy od tamtego czasu uważacie trochę z Stage Divingiem czy dalej istne szaleństwo?
Powiedziałbym, że od tamtego momentu jest jeszcze gorzej. Quebo zaliczył już kilka spektakularnych upadków, ale to go nie zniechęciło. On bez tych skoków w publikę po prostu nie byłby sobą. O ile pamiętam, to po tym skoku w Rzeszowie wypadło mu biodro. Przez tydzień ledwo chodził. A następnego dnia, gdzie graliśmy drugi koncert w Rzeszowie skakał na jednej nodze. A to, że nie mógł wejść po drabinie na balkon, żeby znowu skoczyć, oznaczało tylko jedno… Wysłał tam mnie. Na szczęście po moich prośbach ludzie się poświęcili i mnie złapali. Dziękuję Rzeszów.
Jaki był wasz pierwszy koncert, kiedy na prawdę przyszło tyle wiary, że stwierdziłeś, że to jest wasz czas i „wstajecie z kolan” ?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Frekwencje osób na naszych koncertach rosły w miarę systematycznie. Powiedziałbym, że to było chyba jakoś po „Ezoteryce”. Jeden z takich pierwszych – większych koncertów, które zagraliśmy i mieliśmy takie „wow” to chyba Hip-Hop Kemp w Czechach. Graliśmy na głównej scenie, a przed nami był dywan z 20-tu tysięcy osób. Piękny widok. Jak na tamte czasy hehe Przykładowo w ten weekend graliśmy w Olsztynie na Kortowiadzie, gdzie było ponad 50 tysięcy osób, więc te frekwencje ciągle rosną. Ale jeśli chodzi o moment „wstawania z kolan” to chyba jakoś wtedy to wszystko zaczęło się kręcić na poważnie.
Najbardziej irytująca rzecz w Quebonafide to?
„Będę za 20 minut” Po czym przyjeżdża za 2 godziny i 20 minut.
Soma sprzedała się w ogromnym nakładzie. Sam przez przypadek wygrałeś teledysk Tamagotchi jako drugoplanowa postać. Jak oceniasz współpracę z Taco, który kawałek twoim zdaniem jest najlepszy na płycie, no i dlaczego pierwsze twierdziłeś, że wąsacz nie ma potencjału?!
Długo po premierze Taconafide nie wiedziałem o co chodzi z tym wąsaczem. Dopóki nie przeczytałem tej książeczki dodawanej do preorderu nie miałem pojęcia o co biega. Ludzie wypisywali mi w komentarzach na instagramie o jakimś wąsaczu i zastanawiałem się czy to z nimi jest coś nie tak, czy ze mną. O współpracę z Taco trzeba raczej zapytać Quebo, który razem z nim spędził godziny w studiu przy nagrywaniu płyty. Z mojej perspektywy ta współpraca układała się bardzo dobrze. Chłopaki mega się dogadywali, co widać było później na scenie.
Mam nadzieję, że nie spoczną na jednej płycie i za jakiś czas zrobią jeszcze coś wspólnie. Ja osobiście z Filipem mam mega dobry kontakt. Jakiś czas temu nawet przygarnął mnie do swojej drużynki piłkarskiej i lejemy ogórków w Lidze Bemowskiej. Moim faworytem z płyty jest „Tamagotchi”. Byłem nawet przy powstawaniu tego kawałka w studiu i pamiętam jak wszystkim nam się głowy bujały. Mega numer, chociaż szczerze mówiąc, już trochę przymęczyłem ten kawałek i poza koncertami już go nie słucham. Chociaż czasami, jak niechcący włączę radio w samochodzie, to atakuje z zaskoczenia i muszę szybko przełączyć, żeby mi się nie przejadł.
Czemu stwierdziłem, że wąsacz nie ma potencjału? Szczerze mówiąc sam ledwo pamiętam, że tak powiedziałem. Quebo wyciąga niezłe brudy po latach. Pamiętam tylko, że wyjeżdżaliśmy z Warszawy na koncert i Kuba mówił, że musimy jeszcze podjechać w jedno miejsce, bo umówił się z jakimś wariacikiem. Podjeżdżamy a tam Fifi. Pierwsze wrażenie było śmieszne, bo Tacos raczej nie wyglądał na rapera. Bujna czupryna, elegancki styl ubioru i śmieszny wąsik. Ale szybko okazało się, że Filip to mega w porządku gość. Skromny i mądry chłopak z dobry poczuciem humoru, a z takimi nie da się nie dogadać. Po zapoznaniu się weszliśmy do jakiejś knajpy i gadaliśmy o rapie. Z tego co pamiętam to Taco był mega ciekawy tego rapowego półświatka. To było zaraz po tym jak nagrał „Trójkąt Warszawski”. Dał nam kilka płytek do samochodu i przesłuchaliśmy sobie jedną z nich w drodze na koncert. Quebo od początku był zajarany jego stylówką i katował nas tą płytą cały weekend. Ja jednak nie mogłem jakoś tego poczuć. W momencie, gdy skończyliśmy odsłuch płyty Quebo zapytał: I jak, będzie coś z niego? odpowiedziałem mu coś w stylu: „Nie wiem czy ten wąsacz ma jakiś potencjał”. I to w sumie cała historia.
W tamtym momencie jeszcze w niego nie wierzyłem, ale od momentu, gdy wydał „Umowę o dzieło” zacząłem się przekonywać do muzyki Taco. W pewnym momencie sam trochę się zdziwiłem, jak wszedłem na moją playlistę na spotify, a tam połowa kawałków to Taco Hemingway. Jakiś czas później wydał „Szprycera”. Od tamtego momentu jestem jego największym fanem. Ta płyta to dla mnie mistrzostwo świata, znam ją na pamięć i daje 10/10. Taka świeżość bije od tego materiału, że masakra. Trzymam za niego mocno kciuki i kibicuje!
Najmniejsza liczba osób, która przyszła na wasz koncert to?
Pięć osób.
To było jakieś kilka lat temu podczas majówki w Zakopanem. Pojechaliśmy tam z dziewczynami na długi weekend, żeby odpocząć. W piątek i sobotę, na Krupówkach było tyle ludzi, że 100 metrów szło się godzinę. Nie było gdzie palca wcisnąć. I padł pomysł, żeby zagrać koncert w niedzielę. Skoro w sobotę jest taki wysyp ludzi i wszyscy przyjechali do Zakopca, to będzie strzał w 10-tkę. Musi się udać, nie ma innej opcji. No i zrobilśmy wydarzenie na facebook’u itd. Koncert o 20:00. Wychodzimy z hotelu jakoś chwile po 19-tej. A na Krupówkach nie ma żywej duszy… przez 20 minut nie widzieliśmy ani jednego człowieka. Wszyscy byliśmy trochę zdziwieni. Wchodzimy do klubu a tam 5 osób. Okazało się, że wszyscy wyjechali po majówce, następnego dnia były jakieś matury i jeszcze kilka jakiś wydarzeń, które spowodowały, że Zakopane nagle miało 10-cioro mieszkańców. Oczywiście koncert się nie odbył. Przeprosiliśmy osoby, które przyszły żeby zobaczyć koncert. Pogadaliśmy, napiliśmy się, zrobiliśmy zdjęcie i każdy grzecznie poszedł w swoją stronę. Śmieszna historia. Do dzisiaj wspominamy to z uśmiechem na twarzy. Poza tą jedną spontaniczną sytuacją, raczej nie było takich miejsc, gdzie przyszło by mało osób.
Najbardziej chora sytuacja po koncercie jaką pamiętasz to?
Uuu.. tych trochę by się nazbierało. Ale większość z nich jest ‘za mocna’. Z takich, które mogę opowiedzieć mam w sumie jedną, która może być nawet śmieszna i trochę dziwna.
To było jakieś dwa lata temu. Niestety nie powiem Wam w jakim mieście, bo najzwyczajniej w świecie tego nie pamiętam. Ale dojechaliśmy już na miejsce i jedziemy z hotelu do klubu. Organizator już przez telefon wydawał się jakiś dziwny. Był trochę taki za bardzo podekscytowany tym wszystkim i dzwonił co 10 sekund. Za każdym razem pytał czy już jedziemy, bo ma dla nas niespodziankę. Po jego głosie domyśliłem się, że jest ‘delikatnie’ wcięty. Dojechaliśmy, wchodzimy na backstage, a on siedzi na kanapie z nogami na stole, jak młody Bóg. Wszedłem pierwszy, więc kiwnąłem głową i mówię „Dzień dobry, cześć..” na co on „No kurwa w końcu… myślałem, że już nigdy nie przyjedziecie.Siadajcie! w czasie jak Was nie było obmyśliłem już cały plan”. My na siebie zerkamy – „jaki plan!?”. Organizator wstaje z kanapy i pyta się Kuby „Ile czasu gracie?”, Kuba na to, że godzinę, czasami półtorej.. zależy od publiki. Na co on „Kurwa no to idealnie. Robimy tak… Gracie pół godziny, ja już zamówiłem dupeczkę(striptizerkę), robicie sobie przerwę, ona dla Was tańczy 10-15 minut, wracacie na scenę – znowu gracie 30 minut. Po pół godziny znowu robimy przerwę ona dla Was tańczy i się rozbiera. Wracacie jeszcze na chwilę na scenę, żeby pożegnać się z ludźmi, a potem znowu schodzicie i ona tańczy już dla Was do końca”. My tak stoimy i patrzymy się na siebie… nie wiedzieliśmy czy mówi poważnie, czy robi sobie jaja. Nagle otwierają się drzwi i wchodzi ta panna, Dj Moyes prawie padł na zawał ze śmiechu. Quebo podszedł do organizatora i mówi „Słuchaj miło z Twojej strony, ale bądźmy poważni. Nie będę robił przerw w trakcie koncertu, żeby jakaś dupa dla mnie tańczyła. Wchodzimy na scenę, gramy ponad godzinę, kończymy i wracamy do hotelu. Nie ma szans na żadne striptizerki. Jak chcesz to niech tańczy dla Ciebie” – czy coś w tył stylu.
Organizator zrobił się trochę smutny, że jego niespodzianka nam się nie spodobała i zaczął dalej łoić wódę. Myśleliśmy, że ją odwoła, albo coś w tym stylu, ale chyba zapłacił już wcześniej, bo w momencie, gdy skończyliśmy koncert i zeszliśmy ze sceny, on leżał najebany na kanapie z papierosem w ustach i piwem w ręku, a ona dla niego tańczyła. Piękny widok. Do teraz żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia, albo nie nagrałem krótkiego filmiku.
Jakie masz plany muzyczne na 2018, czy duet Taconafide nie wysłał Cię na bezrobocie?
Jak można było zaobserwować podczas trasy Taconafide, w niej też brałem jakiś tam mały udział i dołożyłem swoje 5 groszy. Więc o moją posadę się nie martwię Poza tym to było tylko 7 koncertów. Został jeszcze jeden na Openerze. Aktualnie gramy swoje solowe koncerty z materiałem Quebo, więc nic się w sumie nie zmieniło. Odnośnie moich planów muzycznych na ten rok, mogę tylko powiedzieć, że jak w końcu wena dopisze to i mi się coś może uda wypuścić.
Jaki musi nastać moment w twoim życiu, abyś powiedział, że je wygrałeś?
Hmm.. Mam 24 lata, mega przyjemną pracę i nic mi nie dolega. W mojej rodzinie wszyscy są szczęśliwi i zdrowi. Mam piękną kobietę i wielu przyjaciół, na których zawszę mogę polegać. Do tego zwiedziłem połowę świata i powodzi mi się na tyle dobrze, że nie muszę się martwić o to, czy będę miał co włożyć do garnka. Myślę, że można to nazwać wygrywaniem życia. Teraz tylko trzeba zadbać o to, żeby tak było już zawsze.