Vienio: Wejście na rynek z nową płytą jest jak pójście na wojnę.
W najnowszym wywiadzie portalu dla portalu Onet pojawił się Vienio. Raper opowiedział między innymi o projektach w których bierze udział, o nowej książce oraz zdradził nieco szczegółów odnośnie najnowszego albumu!
A co komercyjnymi projektami, jak Twój udział w programie „Agent. Gwiazdy” czy „Top Chef. Gwiazdy od kuchni”? Niektórzy uważają, że takie rzeczy nie są dla muzyka, który wyrósł z alternatywy i podziemia.
Zacytuję nieżyjącego już, bliskiego mi artystę Roberta Brylewskiego, który mówił: „Trzeba obsikiwać różne mury, jeśli jest możliwość. Kiedy sam nie masz sobie nic do zarzucenia, jesteś w tym autentyczny, szczery, to nikt inny też ci niczego nie zarzuci. Idź do programu, jakiego chcesz, tylko nie ściemniaj, bądź sobą. Nie graj. Stosuj te same zasady, co na co dzień”. Tak właśnie robię. Przy wybieraniu nowych propozycji radzę się kobiet, z którymi lubię współpracować. Ważne zdanie ma moja narzeczona Orina, poza tym managerki Monika i Ewa. Czasem mi coś odradzą, jako strzał w kolano, a innym razem do czegoś namawiają.
Prowadzisz w Travel Channel Poland dwa nowe programy: „Cool Turyści” i „Cool Gadżet”. Fajnie, że jesteś zadziorny i nie wdzięczysz się do widza.
Autentyzm to pierwsza zasada, wyniesiona jeszcze z hip-hopu. „Jeśli chcesz być kimś, musisz być sobą”. Takie mieliśmy kiedyś z chłopakami hasło na koszulkach. Ja nie wymyślam tekstów „z du…”, tylko opisuję własne przeżycia albo obserwacje. Program „Cool Turyści” wymyśliliśmy razem z Filipem Głodkiem, moim przyjacielem, dla ludzi takich jak my: podróżujących w erze tanich lotów, bez zadęcia, bez luksusów. Chcących poznawać miasta od różnych, nie tylko pięknych stron. Kiedy zbyt mocno wchodzimy w rolę prowadzących, sami siebie szturchamy: „Ej, Filip, bądź sobą”, „Vienio, jedź Vieniem”. Nie chcemy być panem prowadzącym numer jeden i dwa.
Powiedziałeś kiedyś, że Twoje podstawowe opakowanie to bycie raperem.
Nic się nie zmieniło. Wszystkie propozycje, które dostaję, wiążą się z tą rolą. Ktoś kiedyś mi powiedział, że nie boję się kamery, jestem wyluzowany i tak to poszło. Lubię prowadzić programy, próbuję nowych rzeczy, ale nie zapominam o rapie. W lutym ukazuje się moja nowa płyta, „Twarzova”, nagrana razem z producentem z Wrocławia, Magierą. Stworzyliśmy duet liryczno- muzyczny. Mieliśmy ją wydać pod koniec roku, ale negocjowanie umów się przeciągnęło. W efekcie mamy już wszystko gotowe, włącznie z teledyskami. Odkąd pamiętam, pojawiają się różne koncepcje na temat bitów w hip-hopie. Trendy się zmieniają. Ja je interpretuję po swojemu. I pamiętam, że wejście na rynek z nową płytą jest jak pójście na wojnę. Człowiek zbiera oręż, tworzy teledyski i zastanawia się, kto wygra. A ja wojuję tak od dwudziestu lat. Cieszę się, że mam wolny zawód i sam jestem panem swojego czasu. Nie mam problemu z tym, aby się dostosować do trudnych warunków, zdjęć wyjazdowych, pracy po kilkanaście godzin, porannych pobudek. Potem wszystko odsypiam. Podoba mi się metoda, którą stosował aktor Roman Wilhelmi. Raz P, raz O. Czyli: raz „przypier…ć”, a raz „odpuścić” (uśmiech). Tak staram się pracować.
Ostatnio środowisko podzieliło się na tych, którzy podziwiają i krytykują główną rolę Safula z Dixon37, czyli Kamila Nożyńskiego w serialu „Ślepnąc od świateł”. Jestem ciekawa Twojej opinii, w końcu to też raper.
To jego debiut, więc czapki z głów. Pojawiłem się w paru serialach i filmach, i wiem, jakie to trudne: popłakać się na zawołanie czy uderzyć kogoś precyzyjnie, nie robiąc mu krzywdy. Wyzwaniem bywa już kostium. Saful chodzi na co dzień w swoich ciuchach, a do serialu musiał przywdziać marynarkę i golf. Nauczenie się takiej ilości tekstu to też niełatwa rzecz. Życzę Kamilowi, aby nadal się rozwijał w tym kierunku. Ja ostatnio znowu byłem na planie zdjęciowym. Powstaje film „Proceder”, poświęcony tragicznie zmarłemu raperowi, Tomkowi Chadzie. Poprosiłem, aby nie grać tam siebie, artysty hip-hopowego. Dostałem więc rolę kadrowego w szpitalu. Miałem scenę z Ewą Ziętek, świetną aktorką, na którą musiałem nakrzyczeć przed kamerami.
Ten rok mocno Ci się zaczyna: programy, film, płyta…
I książka, która ukaże się jesienią. Dostałem propozycję, aby wydać wywiady o gotowaniu i kuchni, podobne do tych, które przeprowadzam dla jednego z magazynów. Zaproszę nowych gości, z różnych środowisk. Orina, pozazdrościłem ci książki, teraz moja kolej! (śmiech)
Współtworzyłeś historię polskiego rapu, byłeś w legendarnej formacji Molesta. Masz czasem taki pomysł, żeby osiąść na laurach?
Raczej w drugą stronę. Myślę o tym, ile mam jeszcze tutaj do zrobienia. Walka trwa. Nie ma co zadzierać nosa, trzeba brać długopis w dłoń i działać.
Zapraszamy Was do zapoznania się z całością wywiadu: Piotr „Vienio” Więcławski: kobiety całuję po rękach