Słoń – Mutylator – Recenzja!
Mutylator to kolejny pełnoprawny album założyciela labelu Brain Dead Familia – Słonia. Krążek swoją premierę miał 5 października 2018 roku. Na samym wydawnictwie gościnnie udzieli się między innymi: Opał, Szpaku, King Gordy czy też metalowy zespół Tester Gier. Na płycie zagościli tacy producenci m.in. jak: Matheo, BRAINFREEZER, Gibs czy też APmg.
Na samej okładce Mutylatora zobaczymy rapera, który wydziera z siebie krzyk. Nie jest on niczym przerażony — to on ma zamiar nas przerazić. W standardowym empikowym wydaniu po otworzeniu krążka naszym oczom ukaże się Słoń na obrazku. Dosyć ciekawy dodatek trzeba przyznać. Po bokach znalazło się miejsce na podziękowania, oczywiście zachowane w stylu rapera i tracklistę najnowszego krążka.
Słoń serwuje nam pełnokrwisty oraz mięsisty w treść album. Nie boi się rzucać chorymi porównaniami i przypomina jednak, że to tylko fikcja literacka:
Ej, joł, standardowo. Jeśli nie rozumiesz fikcji literackiej, to wypierdalaj.
No i po tym krótkim wstępie zaczyna się rzeź. Piękna rzeź.
Kolejny level zepsucia
Mutylator, miło mi
Płyta jest naprawdę czymś strasznym i pięknym zarazem. Kolejny level zepsucia, to tak naprawdę kolejny poziom skilów Słonia. Liryczne, niestandardowe teksty, rymy, o których innym raperom się nie śniło. Wyszukane porównania – mój ulubiony tekst to ten o wieszaniu na podrobionych paskach Gucci, prosto z utworu Mutylator, który wprowadza nas w krainę oderwaną od rzeczywistości.
Album daje możliwość przeniesienia się w trochę inny świat. Świat, którego się boimy, ale doskonale wiemy, że jednak to tylko horrorcore, w którym Słoń na polskiej scenie wiedzie prym.
Na największe zasługi jednak zasługują tutaj storytelingi. Wojciech (Słoń) ma dar opowiadania historii i to tych najmroczniejszych, najkrwawszych, śmiesznych i tych obrzydliwych. „Ballada o zabarwieniu gastronomicznym” to moim zdaniem jeden z najlepszych kawałków Słonia na tej płycie. Jest jeszcze jeden zawodnik, który przebija i ten kawałek – Butterfly. To jedna z najdłuższych historii rapera, bo rozbita na dwie części: Butterfly oraz Buterfly (Prequel). Do pierwszej części nie mam żadnych zarzutów – doskonale zrealizowany track z idealnym bitem a osoba dobrana jako malarka w kawałku wypadła bardzo przyzwoicie. Prequel to niestety już trochę inna kwestia: Raper napisał fenomenalny tekst, którego cały odbiór został zepsuty przez rap lektorów. Gdyby tak, wszelkie kwestie aktorów zostały po prostu wypowiedziane myślę, że track wypadłby o niebo lepiej, chociaż i tak sama liryka tekstu jest tutaj fenomenalna. Nie sposób było tu nie opowiedzieć o najśmieszniejszym storytelingu tego albumu, czyli utworze Clinton. Przygody Przemka, który lubił sex ze starszymi kobietami to wyższy poziom czarnego humoru. Obleśny, specyficzny i przezabawny jak dla mnie numer mimo wszystko obfituje w tak celne spostrzeżenia i porównania, że nie sposób się ze Słoniem nie zgodzić.
Na albumie zawitało masę artystów: Szpaku, King Gordy, G-MOE Skee, Opał, Řeznik, Polska Wersja, Tester Gier. Szpaku dograł się na bangerowe Sicario i wypadł tam przyzwoicie. King Gordy oraz G-MOE Skee wystąpili gościnnie na Keep it Sick 2, ale mimo wszystko nie zapamiętałem ich. Nawijka Słonia moim zdaniem mocno przyćmiła gości ze Stanów. Opał oraz Řeznik pojawiają się na utworze Luna. Każdy z raperów na tym tracku pokazał swój indywidualny styl i dzięki temu dostaliśmy bardzo ciekawe połączenie. Grupa Polska Wersja wraz z autorem Demonologii na jego najnowszy krążek przygotowali oldschoolowy kawałek, który wypadł całkiem nieźle. Na sam koniec zostawiłem sobie w moim mniemaniu najlepszy gościnny występ z Mutylatora. Tester Gier to kapela, która dograła się na Zombie Hunter 2000. Na samym początku dostajemy strzał od Słonia wyszukanym lirycznym rapem, a potem sieczkę w postaci metalowego grania. Myślę, że klimat tego tracku przywodzi na myśl dobrego slashera o zombiakach. Dla mnie miazga.
Bity są tutaj tłem, ale jakże ważnym. Wiele z nich było doprecyzowanych pod konkretny storyteling lub wyszukany tekst Słonia. Wszelkie przerażające sample po skończonej nawijce to coś, co zasługuje na producenckiego Oscara. Mamy tutaj także do czynienia ze standardowymi bitami, które są jednak na najwyższym poziomie i mają swój mroczny klimat. Mastering oraz mix na tym albumie to coś wspaniałego. Umówmy się, kiedy słyszysz takie szczegóły jak świecące się jarzeniówki, podczas opowieści przechodzą cię dreszcze.
To jedna z najlepszych płyt wydanych w tym roku. Lirycznie poznaniak robi z polską rap sceną co chcę. Moim zdaniem nie uświadczyliśmy bardziej złożonego i lirycznego albumu niż Mutylator w karierze Słonia. Co prawda znajdą się tu wady jak lektorzy na jednym z kawałków, czy jedynie przyzwoite występy gości, ale to nie wiele w porównaniu do tego, co raper ma nam do zaoferowania.
Ocena redakcji 8/10